Żeby nie było prawdziwe powiedzenie ,, cudze chwalicie , swego nie znacie ``proponuję wycieczkę do skansenu w Lublinie .
Jadąc od strony Warszawy , na ostatniej górce po prawej stronie jest skansen wsi polskiej . Na powierzchni kilku hektarów zgromadzono domy sprowadzone z całej południowej Polski . Są to stare chałupy i całe obejścia . Bardzo starannie odrestaurowane . Aż czuć tam atmosferę tamtych lat .
Pośród eksponatów znajdują się wiatraki zachowane w bardzo dobrym stanie . Jest też kuźnia wraz z całym wyposażeniem . Posiada ona też piwniczkę murowaną .W czasie zwiedzania skansenu mamy możliwość podziwiać pracę cieśli . Zbudowali replikę całego obejścia . Wszystko jest nowe i ma się wrażenie przeniesienia w czasie . Jest nawet prawdziwy wóz drabiniasty . Niesamowite wrażenie robią wrota , brama do obejścia , tak jakby to było za czasów Boryny z Chłopów .
|
Kościółek drewniany .
|
Są domy bardzo okazałe oraz takie malutkie domki jak zabawki .
W środku jest ekspozycja wyposażenia możliwa do zwiedzania . Są kołowrotki do przędzenia , szafy , oryginalne skrzynie z okuciami . Jest też prawdziwa pościel puchowa - piernaty .
Zwiedzanie całego skansenu to większa część dnia , ale warto przeznaczyć ten czas . Choćby po to by zobaczyć zapierający dech widok z górki na położoną nad stawem część skansenu . To zagroda rybacka . Zdjęcia nie są w stanie oddać uroku tego miejsca. Przy wyjściu jest stara poczta i konne wozy pocztowe .
Na terenie skansenu organizowane są pokazu życia w tamtych latach , jak ludzie pracowali i żyli , jak się ubierali , pokazy rękodzieła oraz można spróbować dań przygotowanych według starych przepisów . Wszystko to w czasie festynów i jarmarków .
Polecam taką wycieczkę dla całej rodziny . Warto również zahaczyć o starówkę w Lublinie i zwiedzić zamek , ale to już innym razem . Na zamek potrzeba zarezerwować cały dzień .
Autor : Kris .
Niedaleko stolicy Walii , Cardiff , jest miasteczko Barry . Po drodze z Cardiff do portu lotniczego . Jest to niewielkie urokliwe miasteczko idealnie nadające się na odpoczynek . Klimat łagodny , przemożny wpływ ma Atlantyk . Nie tak dawno był to chyba największy port przeładunku węgla . Dzisiaj już nie i port jest opanowany przez dziwne ryby oceaniczne .
Ale od początku . Dowiedziałem się , że w Wielkiej Brytanii można z brzegu oceany wędkować bez zezwoleń . Po 20 latach zachciało mi się pozwiedzać z wędkami trochę plaż w okolicy .
Za około 50 funtów kupiłem wędkę , kołowrotek i całą resztę . Doradzał mi sprzedawca jednego z dwóch sklepów wędkarskich w Barry .
Najwięcej śmiechu było przy kupnie przynęt . Przyniósł mi worblera , taką sztuczną rybkę z kotwiczkami . Tylko , że ta rybka miała 40 cm długości i dwie kotwiczki jak moja dłoń . Takie ryby to ja łapałem w Polsce a nie używałem jako przynęty . Zdziwił się , bo to normalna wielkość na ocean . Pokazał mi zdjęcie z wycieczki kilku chłopców 15 , 16 letnich z ich trofeami . Rybki miały od 15 do 30 kg . Mówił , że to rybie dzieci . Żyją w basenach portowych i blisko brzegu , ich rodzice troszkę dalej i troszkę więcej ważą . Dał mi też mapę i pokazał gdzie można coś złapać o tej poże roku .
Szczytówka mojej wędki też była słusznych rozmiarów , grubości palca wskazującego .
Tak uzbrojony poszedłem nad basen portowy , praktycznie w centrum miasta , niedaleko hipermarketów . Widoki piękne , woda preźroczysta . Wycieczkę zakończyłem w parku tuż przy wyspie .
Na tej wyspie jest śliczna plaża - różnej wielkości . Zależnie od przypływu , ogromna jak jest odpływ i wąska w czasie przypływu . Jest też port rybacko turystyczny . Fajnie to wygląda jak łodzie leżą na dnie zatoczki , a woda jest 60 m dalej .
Na drugi dzień chciałem zobaczyć prawdziwe klify . Spacerkiem przez miasto poszedłem na wycieczkę na plażę , oczywiście z wędkami . Nad wodą spędziłem pół dnia idąc z wędką po kamienistej plaży pod klifami . Trzeba uważać na przypływ , bo może odciąć drogę wyjścia . Klify są wysokie i strome , o wdrapaniu się na nie nie ma mowy .
Po południu pojechałem 20 mil dalej w stronę Ogmore By See leżące taż nad brzegiem oceanu . Plaże trochę inne , ale do oceanu wpada jakaś rzeczka .
Plaża piaszczysta . Powinny być ryby , ale nie było .
Za to znowu zwiedziłem typowe Walijskie miasteczko . Spokojna atmosfera , inna niż w dużym mieście . No i te nazwy Y... coś tam . Język można sobie połamać , ale są też napisy angielskie . Zresztą w Walii jest miasteczko o najdłuższej nazwie na świecie , nie do powtórzenia , jeden wyraz .
Aha w Barry na wyspie jest pole mini golfa , zabawa niesamowita . Bawią się całe rodziny .
Barry jest świetną bazą wypadową na wycieczki po Walii . Samochodem jest wszędzie blisko . Kilka pól golfowych w okolicy, są dostępne dla wszystkich . Można pojechać w góry Walii przypominające trochę polskie Bieszczady . Są tam niesamowite widoki .
Można zrobić wycieczkę do Cardiff , świetne połączenie pociągiem w obie strony . Jest co zwiedzać bo to metropolia 1,5 miliona mieszkańców . Historia i nowoczesność .
Polecam ten chyba niedoceniany region Wielkiej Brytanii .
Autor : Kris .
Mieszkając niedaleko Londynu , postanowiłem ze znajomymi pojechać na wycieczkę do Stonehenge .
W odległości 13 km od miasta Salisbury w hrabstwie Wiltshire znajduje się kamienny krąg Stonehenge, jedna z najsłynniejszych europejskich budowli megalitycznych. Druga , nie tak znana , jest w okolicach Bristolu ( jej zwiedzanie jest darmowe ).
Dojazd to około 120 km Londynu , więc niedaleko .
Z oddali widać bardzo malutkie kamyki , dopiero z bliska jest to coś , co zapada w pamięć . Żal , że nie można podejść blisko , pewnie ludzie by to wszystko zadeptali . Parking jest po przeciwnej stronie drogi i do kamieni przechodzi się przejściem podziemnym , przy którym są też kasy . Można dostać magnetofon z nagraną historią tego miejsca , brak po polsku , niestety .
Kamienie ustawione w dwa kręgi są olbrzymie . Obok są porozrzucane kamienie mające inną historię albo jakieś inne przeznaczenie , np. kamień diabelski . Cały czas zastanawiałem się po co to wszystko ktoś zbudował . Frapujące , fascynujące . Naukowcy spierają się do dziś o przeznaczenie kamieni .
Naokoło w odległości kilkuset metrów są widoczne pagórki , tak jakby to były kurhany , grobowce (?) .Wszystko znajduje się na otwartej przestrzeni , na łąkac , więc jest dobrze widoczne .
Dowiedzieliśmy się , że w dniu równonocy , przesilenia wiosennego , organizowany jest spektakl , przedstawienie z Druidami , tańcami i modłami do prastarych bogów . To musi wyglądać !
W okolicy , około kilometra w stronę Londynu , jest jeszcze jeden krąg . Jest to replika wykopanych w tym miejscu drewnianych pni , ustawionych w kręgi . Nie jest to tak imponujące , ale coś w sobie ma .
Naszą wycieczkę zakończyliśmy około 14 po południu . Zostało nam mnóstwo czasu .
Padła propozycja zwiedzania Londynu . Zgoda , jedziemy .
Jadąc wzdłuż Tamizy znaleźliśmy się 2 km od centrum . Tu miła niespodzianka , w soboty i niedziele , parkowanie w centrum Londynu jest bezpłatne cały dzień . Zostawiamy samochód w bocznej uliczce i idziemy do centrum . Oczywiście w nawigację wpisałem miejsce gdzie zostawiłem samochód . Nie miałem ochoty szukać go po powrocie , a uliczki całkiem podobne , jest gdzie się zgubić .
Najpierw do Big Bena . To chyba najbardziej znany zegarek świata . Fajny , tyle że wysoko jest zawieszony.
Potem wycieczka ruszyła przed siebie . Ponieważ poszliśmy na żywioł , to było wszystko . Do takiego zwiedzania jednak dobrze by było się przygotować , coś zaplanować . Były i katedry , i fontanny , i dobra pizza w knajpce . Delikatnie mówiąc nogi weszły nam , tam gdzie trzeba .
Około 23 wracaliśmy już do samochodu . To był przepiękny spacer nad Tamizą , widoki niesamowite , cała panorama miasta nocą i ten most Tower , oświetlony , działający . Statki pływające na rzece .
Wyjazd z Londynu zajął nam godzinę , korków nie ma o tej porze , ale to jednak ogromne miasto i trzeba trzymać się głównych dróg , małymi uliczkami jeździ się ciężko i jest ciasno .
Po przejechaniu 300 km , po kilkugodzinnym zwiedzaniu na nóżkach , dotarliśmy do domu..
Ciekawostka - w Londynie są ulice o tej samej nazwie ( kilkanaście różnych ) ale w różnych dzielnicach ,
najważniejszy w adresie jest kod pocztowy , on dokładnie określa gdzie jest dana ulica .
Angielscy kierowcy mają angielską wręcz cierpliwość i są kulturalni , bez ustępowania przejazdu staliby wszyscy .
Przy większości przejść dla pieszych jest napisane na ulicy - patrz w prawo . Rozsądnie jest stosować metodę patrzenia w prawo , w lewo , w prawo , w lewo . Pozwoli to uniknąć przykrego spotkania z
samochodem przy przechodzeniu przez jezdnię .
Gorąco polecam taką łączoną wycieczkę . Same kamienne kręgi to za mało na cały dzień , może być trochę nudno.
Życzę udanych wycieczek .
Autor Kris .